Kiedy pamiętnego wieczoru, w którym
udało się hrabiemu Piusowi Bździochowskiemu namówić swą małżonkę na „przeczytanie”
kilku stronic epopei narodowej, hrabia nie miał najmniejszego pojęcia, jaki diabelski mechanizm
właśnie uruchamia.
Śledzącym na bieżąco to, co się dzieje
w Bździochowej Dolinie, nie muszę chyba tłumaczyć, w czym rzecz, bowiem
doskonale wiedzą, co się za takim sformułowaniem kryje. Pamiętają bowiem, że prezentem,
jaki dostał hrabia od swoich kompanów od kieliszka, czyli Trycjana Paszkwilki
(humorysty zatrudnionego w New
Bździocherze), i Grzechosława Pyszczozora (lektora języków paraorientalnych
bździochowskiego uniwersytetu), była butelka wódki o nazwie „Pan Tadeusz”,
który to prezent hrabia nazwał właśnie epopeją narodową. Niewtajemniczonym (co
bystrzejsi – tego jestem pewien – już się w tym połapali) do uzmysłowienia
sobie sytuacji należy się pewne wyjaśnienie. Otóż owo przeczytanie kilku
stronic epopei narodowej nie było niczym innym, jak tylko wychyleniem kilku
kieliszków owego trunku.
Dla formalności podpowiem jeszcze, że
zdarzenie to miało miejsce wtedy, gdy Pius hrabia Bździochowski ukrywał przed
swoją połowicą namiętne upodobanie do tego rodzaju czytelnictwa. A diabelskim mechanizmem,
który tego wieczoru uruchomił, było zarażenie osobistej małżonki tym
upodobaniem.
Żeby było dowcipniej, hrabina także
postanowiła ukrywać nowo nabyte upodobanie przed mężem. A oddawała mu się z
lubością (upodobaniu, nie mężowi, chociaż na tym polu także sprawiała się
znakomicie) w chwilach, a bardziej nawet długich godzinach, gdy hrabia oddawał
się swemu hobby niewylewania za kołnierz wraz ze wspomnianymi wyżej przyjaciółmi
w restauracji Pod Upadłym Aniołem.
Hrabina spraszała wówczas swoje babskie towarzystwo i wraz z nim czyniła to
samo, co nieświadomi tego panowie. Żeby było śmieszniej, panie wizytowały
hrabinę zawsze w kreacjach z kołnierzykami. Tu znów bystrzejsi dostrzegą
przewrotny dowcip w postępowaniu hrabiny. Po prostu panie przychodziły w takich
strojach, aby mogły nie wylewać za kołnierz.
Jednakowoż pewnego dnia hrabia zauważył
spory ubytek na rodzinnym koncie bankowym. Cichaczem przeprowadzone śledztwo
doprowadziło hrabiego do zadziwiających wniosków, po których uznał za konieczne
przeprowadzenie zasadniczej rozmowy z rodzoną małżonką. Rozmowa była trudna i
długa, zakończona łóżkowymi igraszkami. Dopiero wtedy, wśród przymilnych „Piusiaczków”
hrabia dowiedział się o nowym hobby hrabiny. A także o tym, dlaczego pewnego
niedzielnego poranka zawitał w ich apartamencie na osiemdziesiątym piątym
piętrze wieżowca policjant w osobie Rympała Przypałki.
Otóż w poprzedzający wizytę policjanta
wieczór, gdy hrabia Pius wraz z kompanami bawił Pod Upadłym Aniołem, hrabina gościła stałe grono swoich
przyjaciółek, z którym nie wylewała… i tak dalej. Po imprezie postanowiła
odwieźć panie do ich domostw. Będąc na niemałym rauszu, ostro wzięła zakręt
przy wyjeździe z podziemnego garażu i zahaczyła błotnikiem o latarnię.
– No tak – skonstatował hrabia – a ja,
wracając do domu, oparłem się o tę latarnię i byłem przekonany, że jej
pochylenie to moje dzieło.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz