sobota, 15 czerwca 2019

272. Skrzywiona latarnia


         Kiedy pamiętnego wieczoru, w którym udało się hrabiemu Piusowi Bździochowskiemu namówić swą małżonkę na „przeczytanie” kilku stronic epopei narodowej, hrabia nie miał najmniejszego pojęcia, jaki diabelski mechanizm właśnie uruchamia.
         Śledzącym na bieżąco to, co się dzieje w Bździochowej Dolinie, nie muszę chyba tłumaczyć, w czym rzecz, bowiem doskonale wiedzą, co się za takim sformułowaniem kryje. Pamiętają bowiem, że prezentem, jaki dostał hrabia od swoich kompanów od kieliszka, czyli Trycjana Paszkwilki (humorysty zatrudnionego w New Bździocherze), i Grzechosława Pyszczozora (lektora języków paraorientalnych bździochowskiego uniwersytetu), była butelka wódki o nazwie „Pan Tadeusz”, który to prezent hrabia nazwał właśnie epopeją narodową. Niewtajemniczonym (co bystrzejsi – tego jestem pewien – już się w tym połapali) do uzmysłowienia sobie sytuacji należy się pewne wyjaśnienie. Otóż owo przeczytanie kilku stronic epopei narodowej nie było niczym innym, jak tylko wychyleniem kilku kieliszków owego trunku.
         Dla formalności podpowiem jeszcze, że zdarzenie to miało miejsce wtedy, gdy Pius hrabia Bździochowski ukrywał przed swoją połowicą namiętne upodobanie do tego rodzaju czytelnictwa. A diabelskim mechanizmem, który tego wieczoru uruchomił, było zarażenie osobistej małżonki tym upodobaniem.
         Żeby było dowcipniej, hrabina także postanowiła ukrywać nowo nabyte upodobanie przed mężem. A oddawała mu się z lubością (upodobaniu, nie mężowi, chociaż na tym polu także sprawiała się znakomicie) w chwilach, a bardziej nawet długich godzinach, gdy hrabia oddawał się swemu hobby niewylewania za kołnierz wraz ze wspomnianymi wyżej przyjaciółmi w restauracji Pod Upadłym Aniołem. Hrabina spraszała wówczas swoje babskie towarzystwo i wraz z nim czyniła to samo, co nieświadomi tego panowie. Żeby było śmieszniej, panie wizytowały hrabinę zawsze w kreacjach z kołnierzykami. Tu znów bystrzejsi dostrzegą przewrotny dowcip w postępowaniu hrabiny. Po prostu panie przychodziły w takich strojach, aby mogły nie wylewać za kołnierz.
         Jednakowoż pewnego dnia hrabia zauważył spory ubytek na rodzinnym koncie bankowym. Cichaczem przeprowadzone śledztwo doprowadziło hrabiego do zadziwiających wniosków, po których uznał za konieczne przeprowadzenie zasadniczej rozmowy z rodzoną małżonką. Rozmowa była trudna i długa, zakończona łóżkowymi igraszkami. Dopiero wtedy, wśród przymilnych „Piusiaczków” hrabia dowiedział się o nowym hobby hrabiny. A także o tym, dlaczego pewnego niedzielnego poranka zawitał w ich apartamencie na osiemdziesiątym piątym piętrze wieżowca policjant w osobie Rympała Przypałki.
         Otóż w poprzedzający wizytę policjanta wieczór, gdy hrabia Pius wraz z kompanami bawił Pod Upadłym Aniołem, hrabina gościła stałe grono swoich przyjaciółek, z którym nie wylewała… i tak dalej. Po imprezie postanowiła odwieźć panie do ich domostw. Będąc na niemałym rauszu, ostro wzięła zakręt przy wyjeździe z podziemnego garażu i zahaczyła błotnikiem o latarnię.
         – No tak – skonstatował hrabia – a ja, wracając do domu, oparłem się o tę latarnię i byłem przekonany, że jej pochylenie to moje dzieło.

         cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz