Trudno
orzec, czy opisane niżej zdarzenie znajdzie się w pamiętniku Mierzwity Trzódko,
czy też pozostanie jedynie w jej niewyjawionych wspomnieniach po świętej
pamięci nieboszczyku, jej mężu, W każdym razie zdarzenie takie miało miejsce, a
zaszło w czasie, gdy niedawno poślubionej małżonce zbliżał się czas powicia
pierwszego dziecięcia. Nowosz, bo tak brzmiało imię jej wybranka, od kiedy
tylko zauważył przyrost brzucha u pani swego serca, rozpoczął świętowanie. Było
to świętowanie w stylu bździochowskim, to znaczy polegające na częstym
niewylewaniu za kołnierz.
Jak Nowosz
godził tradycyjne bździochowskie świętowanie z zawodem oblatywacza samolotów,
pozostanie na zawsze tajemnicą, faktem jest, że widziano latający zygzakiem nad
Bździochową Doliną samolot, z którego spadały na ziemię kapsle od piwa, ale przyjmowano
to z całkowitym zrozumieniem. Wśród mieszkańców panowało powszechnie przekonanie,
że właśnie jest testowany samolot na nowy rodzaj paliwa. Faktem jest też, że wprawdzie
Nowosz Trzódko zginął w wypadku lotniczym, ale wówczas leciał jako pasażer i
sam do swego zejścia ręki nie przyłożył. Zanim do tego doszło, jeszcze wielokrotnie
świętował przyjście na świat kolejnych swoich potomków.
Wróćmy atoli
na chwilę do początków znajomości Mierzwity i Nowosza. Nowosz nie do końca był
wybrankiem Mierzwity, było raczej na odwrót, to znaczy inicjatywa zbliżenia się
do samotnie wysiadującej pod ścianą na zabawach w remizie strażackiej Mierzwity
zdecydowanie należała do chłopaka. Nowosz, wiejski lowelas, ku zaskoczeniu i
niebotycznemu zdumieniu bździochowskich ślicznotek dostrzegł w Mierzwicie
doskonały materiał na żonę i matkę, a gdy ta zrobiła się na bóstwo (bo już
miała dla kogo), także i na kochanicę. Tak rozpoczęli sielski żywot objawiający
się zdecydowanym i szybkim, gdyż nierzadko zdarzały się dwojaczki, przyrostem
potomstwa. Był to okres, jak mawiano, notorycznego macierzyństwa Mierzwity.
Świętowanie
więc nadejścia pierwszego dziecka trwało i trwało. Towarzystwa do świętowania
nie brakowało, bo któż by nie wypił za cudze szczęście za cudze pieniądze. Z
tego szczęścia Nowosz zupełnie zatracił poczucie czasu. O rozsądku nie
wspominając. Pewnego dnia całe, nie trzeba dodawać, że nietrzeźwe, towarzystwo postanowiło
przenieść się z jednego lokalu do innego. Ot, taka fantazja. Wpakowano się więc
do taksówki (jak widać, tu jeszcze rozsądek górował nad fantazją), ale przecież
nie mogło być tak, aby i taksówkarz nie podzielił Nowoszowego szczęścia. Schlano
go, zanim jeszcze ruszył spod baru. Śpiewające na cały głos, podążające
taksówką, dla której cała szerokość jezdni była za mała, grono świętowiczów
natknęło się na patrol milicji. Rozegrał się pościg, jakiego nie chciałby
uwiecznić na celulozowej taśmie nawet najskromniejszy reżyser, gdyż zaraz na
pierwszym zakręcie taksówka wylądowała w rowie, a towarzystwo w szpitalu. I tam
trzeźwiało.
Skacowany Nowosz,
z ręką na temblaku i obandażowaną prawie całkowicie głową, snuł się po
szpitalnych korytarzach, odwiedzając kompanów, z którymi dopiero co świętował,
a którzy teraz leżeli na szpitalnych łóżkach, mniej lub bardziej
pokiereszowani, mniej lub bardziej obandażowani. W pewnym momencie, nie wiadomo
z jakich powodów – czy z nadmiaru wrażeń, czy odchodzącego kaca – zrobiło się
Nowoszowi słabo, i to tak dalece, że aż przysiadł na podłodze i oparł się o
ścianę (być może odbyło się to w odwrotnej kolejności, ale mniejsza o szczegóły). Z
pomocą pospieszyła mu przechadzająca się tym samym korytarzem kobieta w
szpitalnym szlafroku. Kobieta pomogła mu wstać i usiąść na krześle, gdzie
Nowosz dochodził do siebie.
Gdy już
całkiem doszedł, chciał podziękować kobiecie za troskę, spojrzał na nią i
rozpoznał w niej swoją żonę, Mierzwitę, dla której akurat nadszedł czas
rozwiązania. Mierzwita zaś, w pierwszej chwili nie rozpoznawszy pod bandażami
męża, rozpoznawszy go w końcu, dostała bólów porodowych.
Pierwsze
dziecko Trzódków było więc witane przez obojga rodziców na raz, o czym jeszcze
kilka godzin wcześniej Mierzwita mogła tylko pomarzyć. Dodatkowo Nowosz był
całkiem trzeźwy, a mimo to dzielnie zniósł poród.
cdn…