sobota, 30 listopada 2019

296. Spotkanie w szpitalu


         Trudno orzec, czy opisane niżej zdarzenie znajdzie się w pamiętniku Mierzwity Trzódko, czy też pozostanie jedynie w jej niewyjawionych wspomnieniach po świętej pamięci nieboszczyku, jej mężu, W każdym razie zdarzenie takie miało miejsce, a zaszło w czasie, gdy niedawno poślubionej małżonce zbliżał się czas powicia pierwszego dziecięcia. Nowosz, bo tak brzmiało imię jej wybranka, od kiedy tylko zauważył przyrost brzucha u pani swego serca, rozpoczął świętowanie. Było to świętowanie w stylu bździochowskim, to znaczy polegające na częstym niewylewaniu za kołnierz.
         Jak Nowosz godził tradycyjne bździochowskie świętowanie z zawodem oblatywacza samolotów, pozostanie na zawsze tajemnicą, faktem jest, że widziano latający zygzakiem nad Bździochową Doliną samolot, z którego spadały na ziemię kapsle od piwa, ale przyjmowano to z całkowitym zrozumieniem. Wśród mieszkańców panowało powszechnie przekonanie, że właśnie jest testowany samolot na nowy rodzaj paliwa. Faktem jest też, że wprawdzie Nowosz Trzódko zginął w wypadku lotniczym, ale wówczas leciał jako pasażer i sam do swego zejścia ręki nie przyłożył. Zanim do tego doszło, jeszcze wielokrotnie świętował przyjście na świat kolejnych swoich potomków.
         Wróćmy atoli na chwilę do początków znajomości Mierzwity i Nowosza. Nowosz nie do końca był wybrankiem Mierzwity, było raczej na odwrót, to znaczy inicjatywa zbliżenia się do samotnie wysiadującej pod ścianą na zabawach w remizie strażackiej Mierzwity zdecydowanie należała do chłopaka. Nowosz, wiejski lowelas, ku zaskoczeniu i niebotycznemu zdumieniu bździochowskich ślicznotek dostrzegł w Mierzwicie doskonały materiał na żonę i matkę, a gdy ta zrobiła się na bóstwo (bo już miała dla kogo), także i na kochanicę. Tak rozpoczęli sielski żywot objawiający się zdecydowanym i szybkim, gdyż nierzadko zdarzały się dwojaczki, przyrostem potomstwa. Był to okres, jak mawiano, notorycznego macierzyństwa Mierzwity.
         Świętowanie więc nadejścia pierwszego dziecka trwało i trwało. Towarzystwa do świętowania nie brakowało, bo któż by nie wypił za cudze szczęście za cudze pieniądze. Z tego szczęścia Nowosz zupełnie zatracił poczucie czasu. O rozsądku nie wspominając. Pewnego dnia całe, nie trzeba dodawać, że nietrzeźwe, towarzystwo postanowiło przenieść się z jednego lokalu do innego. Ot, taka fantazja. Wpakowano się więc do taksówki (jak widać, tu jeszcze rozsądek górował nad fantazją), ale przecież nie mogło być tak, aby i taksówkarz nie podzielił Nowoszowego szczęścia. Schlano go, zanim jeszcze ruszył spod baru. Śpiewające na cały głos, podążające taksówką, dla której cała szerokość jezdni była za mała, grono świętowiczów natknęło się na patrol milicji. Rozegrał się pościg, jakiego nie chciałby uwiecznić na celulozowej taśmie nawet najskromniejszy reżyser, gdyż zaraz na pierwszym zakręcie taksówka wylądowała w rowie, a towarzystwo w szpitalu. I tam trzeźwiało.
         Skacowany Nowosz, z ręką na temblaku i obandażowaną prawie całkowicie głową, snuł się po szpitalnych korytarzach, odwiedzając kompanów, z którymi dopiero co świętował, a którzy teraz leżeli na szpitalnych łóżkach, mniej lub bardziej pokiereszowani, mniej lub bardziej obandażowani. W pewnym momencie, nie wiadomo z jakich powodów – czy z nadmiaru wrażeń, czy odchodzącego kaca – zrobiło się Nowoszowi słabo, i to tak dalece, że aż przysiadł na podłodze i oparł się o ścianę (być może odbyło się to w odwrotnej kolejności, ale mniejsza o szczegóły). Z pomocą pospieszyła mu przechadzająca się tym samym korytarzem kobieta w szpitalnym szlafroku. Kobieta pomogła mu wstać i usiąść na krześle, gdzie Nowosz dochodził do siebie.
         Gdy już całkiem doszedł, chciał podziękować kobiecie za troskę, spojrzał na nią i rozpoznał w niej swoją żonę, Mierzwitę, dla której akurat nadszedł czas rozwiązania. Mierzwita zaś, w pierwszej chwili nie rozpoznawszy pod bandażami męża, rozpoznawszy go w końcu, dostała bólów porodowych.
         Pierwsze dziecko Trzódków było więc witane przez obojga rodziców na raz, o czym jeszcze kilka godzin wcześniej Mierzwita mogła tylko pomarzyć. Dodatkowo Nowosz był całkiem trzeźwy, a mimo to dzielnie zniósł poród.

         cdn… 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz