sobota, 16 listopada 2019

294. Wystawna uroczystość


         Postać Chwytki Łapajco zawsze i wszędzie, czyli w całej Bździochowej Dolinie, kojarzono z żałosną nędzą. Pani Chwytka – co się śmiesznie kojarzyło – chwytała w życiu co popadnie. Mowa jest tu jedynie o rzeczach materialnych, chyba że się do rzeczy materialnych zaliczy także męża. Rzecz jednak w tym, że męża akurat Chwytce Łapajco nie udało się uchwycić. Spędzała więc cały swój żywot bez chłopa.
         Nikt w Bździochach nie wiedział, z czego Chwytka żyje, a co za tym idzie nie interesował się jej losem. Ona po prostu istniała i tyle. Chwytała się różnych prac najemnych, na których strawiła całe swoje młodzieńcze i dorosłe życie i tak dotrwała starości. Ponieważ kiedyś, w dawnych czasach, przypadkiem czy nie przypadkiem przysłużyła się podczas jakiegoś kataklizmu, który nawiedził Bździochową Dolinę, przyznano jej skromny lokalik mieszkalny, a na starość nie mniej skromną rentę. Trafniej byłoby określić ją renciną, bo przeżyć za nią było niezwykle trudno. Ale Chwytce się to udawało. Żywność zbierała to tu, to tam, oraz korzystała z dobroci ludzi, którzy jej podrzucali wiktuały. Identycznie rzecz się miała z ubraniem. Był taki czas, że wzbudzając sensację, paradowała po wsi w teatralnych strojach, bo akurat takie dostała.
         Chwytka Łapajco mieszkała w starej czynszowej kamienicy, tej przyznanej, czyli w komórce przy strychu z oknem wychodzącym na oświetloną ulicę. Dzięki temu nie używała w ogóle prądu, gdyż do oświetlania mieszkania wystarczało jej światło padające od ulicznej latarni. Ze wszystkimi innymi sprawami Chwytka radziła sobie w podobny sposób. Szafy zastępowały jej kartony, podobnie zresztą jak stos kartonów zastępował jej łóżko, stół – skrzynka po owocach, lodówkę – parapet za oknem, i tak dalej. Strawę warzyła na maszynce spirytusowej.
         No i z powodu tej maszynki o mało nie doszło do tragedii. Chwytka przysnęła, woda się wygotowała, rozżarzony garnek spadł na gazety zastępujące dywan i rozpoczął się regularny pożar. Szczęśliwie sąsiedzi ugasili ogień zanim jeszcze przyjechała straż pożarna. Pogotowie ratunkowe zabrało zaczadzoną Chwytkę do szpitala, strażacy zaś rutynowo opróżnili Chwytkową klitkę z „mebli”, które po prostu wystawili na klatkę schodową.
         Tymczasem Chwytka przyszedłszy do siebie, zaczęła okrutnie lamentować i wyrywać się do domu. Kiedy personelowi szpitala z wielkim trudem udało się ją zatrzymać, zażądała przywiezienia jej do szpitala wszystkich swoich kartonów. Bo przecież jej rzeczy nie mogą się walać po korytarzu. Kiedy i tego jej odmówiono, wymusiła coś w rodzaju przepustki na parę godzin i pod opieką sanitariusza udała się karetką pod dom, w którym mieszkała i podtrzymywana przez sanitariusza wdrapała się na ostatnie piętro. Widok, jaki ujrzeli, zaparł dech. Ale tylko sanitariuszowi. Chwytka bowiem rzuciła się jak szalona na stertę kartonowego rumowiska i zaczęła go bezładnie rozgarniać. Zdecydowanie odmówiła zaoferowanej przez sanitariusza pomocy, gotowa własną piersią bronić dobytku, bądź co bądź całego życia.
         Wreszcie znalazła to, czego szukała. Był to sporych rozmiarów solidny karton, zachowany w całkiem dobrym stanie. Tyle że ciężki. Sanitariusz, który tym razem bez pytania szarpnął ciężar, zrobił to tak niezgrabnie, że karton upadł, rozdarł się, a jego zawartość wysypała na podłogę. Sanitariuszowi ponownie dech zaparło. Okazało się, że karton był wypełniony równiutko poukładanymi i powiązanymi w paczuszki banknotami. I to o nie byle jakich nominałach.
         Chwytka Łapajco na ten widok dostała ataku serca i na stosie pieniędzy skonała.
         Co jak co, ale choć raz w życiu Chwytka doznała prawdziwego luksusu. Bo pogrzeb  miała wystawny.


         cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz