sobota, 23 listopada 2019

295. Sweter i samiec alfa


         Można by powiedzieć, że Łyskowi Kudełce niczego w życiu nie brakowało. Zwłaszcza kobiet, na które był łasy jak – nie przymierzając – lew na owsiankę. Lub tygrys na skwarki. Latał za nimi lotem trzmiela i, co tu kryć, zawsze którąś zdybał. Towarzystwo kobiet przedkładał zdecydowanie nad towarzystwo książek, a mimo to jakoś brnął przez studia na bździochowskim uniwersytecie.
         Traf chciał, że na swej „naukowej” drodze napotkał Falisława Oczko, którego preferencje życiowe, jak pamiętają wytrwali czytacze niniejszych wspomnień, były zgoła inne. A dokładniej – wręcz odwrotne. Oczkiem w głowie Falisława Oczko, zdrobniałe Falusia, była fizyka i jak to określano, była mu muzą.
         Kolejnym zbiegiem okoliczności było staranie się obu młodzieńców o względy tej samej dziewczyny. O ile dla Łyska była to poniekąd rutyna i drobiazg, o tyle dla Falusia, sprawa dużej wagi. Podczas gdy Łysek z trudem zaliczał kolejne przedmioty, a z łatwością panienki, Falusiowi z kobietami tak gładko nie szło. Po dawnej miłości, Kruszynce, którą tak dalece rozśmieszyło nazwanie wschodu słońca dyfrakcją, pozostało zacierające się coraz bardziej w pamięci wspomnienie, poszukanie więc sobie partnerki stało się poniekąd priorytetem. Aczkolwiek fizyka i tak pozostawała bezkonkurencyjnie na pierwszym miejscu. Obaj panowie stanęli w szranki, Łysek odważnie, z wielkim znawstwem, roztaczając swój urok osobisty niczym puszysty dywan na festiwalu w Cannes, Falisław zaś nieśmiało, z rewerencją, lecz jednak, mimo owej delikatności, nie mniej zdecydowanie.
         Gdyby w tych „zawodach” obstawiać zakłady jak na wyścigach konnych, zdecydowanie Łyskowi dawano by większe szanse, a nawet stawiano by na niego jako na pewniaka. Faluś, choć dziewczęta figlarnie a przewrotnie przezywały go Fallusiem, nie miał zatem łatwego zadania. Ale serce nie sługa, jak mówi stara mądrość, i aby zdobyć serce wybranki, należało się po prostu o to postarać. Wszak samo nie przyjdzie. Póki co, w przedbiegach, jeśli pozostalibyśmy przy nomenklaturze z kręgu wyścigów konnych, lepszy, a przynajmniej szybszy był Kudełko. Otaczał Lukrecję, bo tak miało na imię owo dziewczę, aurą niebiańskości (tak zdaje się określiliby to poeci), że tylko ptasiego mleka mogłoby jej brakować.
         Falisław w tym czasie bił się z myślami, a myśli te były czarne jak bezksiężycowa noc. Pamiętał, jak oglądał niegdyś katalogi z modą męską, a tam wszyscy modele mieli mocno owłosione torsy. Był przekonany, że taki właśnie jest i powinien być atrybut męskości. Tak właśnie musiał wyglądać samiec alfa, zdobywca kobiet. Tak zapewne wyglądał pożeracz kobiecych serc – Kudełko. Cóż, kiedy jego, Falusiowa klatka piersiowa była gładka jak lodowisko i nic, przynajmniej na razie, nie wskazywało, aby na tym polu miała nastąpić jakaś zmiana. Niemniej udało mu się z Lukrecją umówić i podczas gdy Łysek prowadzał ją po wykwintnych kawiarniach i poił drogimi winami do wyszukanych dań, on zaproponował jej zwykły spacer po parku. Przysiedli na ławeczce w zacisznym miejscu i… no właśnie, oboje milczeli. Falisław, pomny nieszczęsnej historii z dyfrakcją, bał się odezwać, by jakimś niefortunnym słowem nie spłoszyć Lukrecji. Lukrecja zaś milczała, wsłuchana w kojącą ciszę z pięknymi ptasimi trelami w tle. Na dodatek chłopak wysupłał z zanadrza pudełko ptasiego mleczka, więc tak sobie siedzieli, pojadali i milczeli.
         Urok chwili musiał wreszcie zadziałać, bo Lukrecja przylgnęła do Falisława i przesunęła ręką po jego torsie. Ze zdziwieniem poczuła pod palcami puszyste włosie. Okazało się, że Falusiowy sweter, cały gładki, przód ma włochaty. Faluś stężał i oczekiwał wyśmiania go. Zdał sobie sprawę, że pomysł nie był dobry. Chcąc jakoś nadrobić naturalny brak owłosienia na klatce piersiowej, zlecił zrobienie na drutach swetra, który by ten brak niwelował. Po prostu zażyczył sobie, aby jego przód był zrobiony z rozczesanej wełny. Tymczasem Lukrecja nie tylko nie wyśmiała jego pomysłu, lecz z czułością go pochwaliła. I coraz bardziej się do niego tuliła.
          – Mój ty samcze alfa – szepnęła mu w ucho.
         Kudełko nieco zawiedziony, gdyż inwestycja w wina i torty się nie opłaciła, niedługo nosił żal w sercu. Już niebawem zaczął roztaczać swój niewątpliwy urok osobisty wokół kolejnej dziewczęcej duszyczki. Falisław zaś wraz ze słodką Lukrecją konsumowali swój związek tuląc się i pojadając ptasie mleczko, którego tym razem już Lukrecji nie brakowało.

         cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz