sobota, 1 lutego 2020

305. Naga waga

           Gdyby Trycjan Paszkwilko, humorysta zatrudniony w New Bździoch Timesie, wiedział, jak łapczywie wszyscy mężczyźni opalający się na plaży dla naturystów lgną wzrokiem do ozłoconego równiutko słońcem ciała Klementyny Niemanicowej, z domu Świętuszko, żony Kleofasa, sam wkroczyłby na tę plażę i z niekłamaną przyjemnością dołączył do owego męskiego gremium. Tymczasem, zupełnie nieświadom tego wzrokowego rarytasu, włóczył się po nadmorskim deptaku w poszukiwaniu tematów do swoich prześmiewczych felietonów. 
          Dla ścisłości należy dodać, że plaża dla amatorów nagiego opalania nie znajdowała się ani w samych Bździochach, ani w całej Bździochowej Dolinie, ani nawet w jakiejś sensownej bliższej lub dalszej okolicy. Była ona usytuowana, o czym każdy bezpruderyjny obywatel wie, nad Bałtykiem, a konkretnie w Chałupach. Tam to pewnego lata Kleofasowi Niemanicowi udało się, po długich gruntownych namowach, „zaciągnąć” swą małżonkę, Klementynę. Jak najbardziej pruderyjna Klementyna zaś właśnie tam, na tej – jak dotąd przypuszczała – bezwstydnej plaży odkryła piękno swego ciała, skrywanego dotąd starannie przed wzrokiem nawet Kleofasa pod bielizną za dnia lub pod osłoną ciemności nocą, w sypialni.
           Jako się rzekło, wszyscy mężczyźni jak jeden mąż (kawalerowie jak najbardziej też) znajdujący się na plaży taksowali idealne ciało Klementyny lepkim wzrokiem, a gdyby to było możliwe – nawet oślinionym. Z wymuszonego przez swe małżonki obowiązku, oblatywali migiem (i z prędkością MIG-a) obojętnym okiem ciała swych nagich połowic, nierzadko, a raczej w większości o powiększonych gabarytach, po czym niezmiennie i z lubością kierowali oko na nieskończoną doskonałość cielesną Klementyny.
           Nietrudno zgadnąć, że dzięki Klementynie stojąca na deptaku waga miała niesamowite wzięcie. Zazdrosne, co tu kryć, żony panów, którzy nawet nie ukrywali swego zainteresowania, a niektórzy nawet ostentacyjnie wbijali wzrok w Klementynę, wyciągnęły z tej sytuacji konkretne wnioski i zaczęły korzystać z diet. Diet mających doprowadzić, a przynajmniej przybliżyć ich sylwetki do Klementynowego ideału. Dużą radość z tego miał też właściciel wagi, który ten właśnie sezon musiał zaliczyć do najbardziej udanych. Nie znał wprawdzie przyczyny takiego wzięcia swego sprzętu, który po wrzuceniu monety bezdusznie obnażał prawdę, ale po cóż miałby znać, skoro wystarczyła tylko radość z brzęku co chwila wrzucanych do kasetki monet.
           Zdarzyło się, że także Klementyna skorzystała z deptakowej wagi. Trudno dociec, co kobietę z tak doskonałym ciałem skłoniło do wejścia na podest wagi – czy była to delikatnie rodząca się w niej próżność, czy też zwykła ciekawość. Faktem jest jednak, że Klementyna któregoś popołudnia na wadze stanęła. Widać zaniepokoiła się skutkami świetnego wyżywienia, serwowanego w pensjonacie, którego byli gośćmi, bo z lekkim niesmakiem wydęła usta, po czym zdjęła żakiet.
           I na ten właśnie moment natrafił Trycjan Paszkwilko. Natychmiast dała o sobie znać dusza prześmiewcy, lecz póki co obserwował z zainteresowaniem poczynania stojącej na wadze pięknej kobiety. A ona, najwyraźniej niezadowolona z kolejnego wyniku ważenia, schyliła się i zdjęła pantofle. Kiedy nadal niekontenta wskazaniami języczka wagi, zdjęła bluzkę i zastanawiała się nad tym, co by tu jeszcze, dusza prześmiewcy dała znać o sobie i popchnęła Paszkwilkę do działania. Trycjan wyjął z kieszeni garść monet i podsunął je Klementynie, mówiąc:
           – Bardzo proszę. Niech pani kontynuuje. Ja stawiam.
           Gdyby Paszkwilko wiedział, że codziennie mógłby to piękne ciało oglądać w całej okazałości kilkaset metrów od deptaka… No cóż, ale wtedy nie miałby tematu do kolejnego felietonu.
           cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz