Gdyby
Trycjan Paszkwilko, humorysta zatrudniony w New Bździoch Timesie,
wiedział, jak łapczywie wszyscy mężczyźni opalający się na
plaży dla naturystów lgną wzrokiem do ozłoconego równiutko
słońcem ciała Klementyny Niemanicowej, z domu Świętuszko, żony
Kleofasa, sam wkroczyłby na tę plażę i z niekłamaną
przyjemnością dołączył do owego męskiego gremium. Tymczasem,
zupełnie nieświadom tego wzrokowego rarytasu, włóczył się po
nadmorskim deptaku w poszukiwaniu tematów do swoich prześmiewczych
felietonów.
Dla
ścisłości należy dodać, że plaża dla amatorów nagiego
opalania nie znajdowała się ani w samych Bździochach, ani w całej
Bździochowej Dolinie, ani nawet w jakiejś sensownej bliższej lub
dalszej okolicy. Była ona usytuowana, o czym każdy bezpruderyjny
obywatel wie, nad Bałtykiem, a konkretnie w Chałupach. Tam to
pewnego lata Kleofasowi Niemanicowi udało się, po długich
gruntownych namowach, „zaciągnąć” swą małżonkę,
Klementynę. Jak najbardziej pruderyjna Klementyna zaś właśnie
tam, na tej – jak dotąd przypuszczała – bezwstydnej plaży
odkryła piękno swego ciała, skrywanego dotąd starannie przed
wzrokiem nawet Kleofasa pod bielizną za dnia lub pod osłoną
ciemności nocą, w sypialni.
Jako
się rzekło, wszyscy mężczyźni jak jeden mąż (kawalerowie jak
najbardziej też) znajdujący się na plaży taksowali idealne ciało
Klementyny lepkim wzrokiem, a gdyby to było możliwe – nawet
oślinionym. Z wymuszonego przez swe małżonki obowiązku,
oblatywali migiem (i z prędkością MIG-a) obojętnym okiem ciała
swych nagich połowic, nierzadko, a raczej w większości o
powiększonych gabarytach, po czym niezmiennie i z lubością
kierowali oko na nieskończoną doskonałość cielesną Klementyny.
Nietrudno
zgadnąć, że dzięki Klementynie stojąca na deptaku waga miała
niesamowite wzięcie. Zazdrosne, co tu kryć, żony panów, którzy
nawet nie ukrywali swego zainteresowania, a niektórzy nawet
ostentacyjnie wbijali wzrok w Klementynę, wyciągnęły z tej
sytuacji konkretne wnioski i zaczęły korzystać z diet. Diet
mających doprowadzić, a przynajmniej przybliżyć ich sylwetki do
Klementynowego ideału. Dużą radość z tego miał też właściciel
wagi, który ten właśnie sezon musiał zaliczyć do najbardziej
udanych. Nie znał wprawdzie przyczyny takiego wzięcia swego
sprzętu, który po wrzuceniu monety bezdusznie obnażał prawdę,
ale po cóż miałby znać, skoro wystarczyła tylko radość z
brzęku co chwila wrzucanych do kasetki monet.
Zdarzyło
się, że także Klementyna skorzystała z deptakowej wagi. Trudno
dociec, co kobietę z tak doskonałym ciałem skłoniło do wejścia
na podest wagi – czy była to delikatnie rodząca się w niej
próżność, czy też zwykła ciekawość. Faktem jest jednak, że
Klementyna któregoś popołudnia na wadze stanęła. Widać
zaniepokoiła się skutkami świetnego wyżywienia, serwowanego w
pensjonacie, którego byli gośćmi, bo z lekkim niesmakiem wydęła
usta, po czym zdjęła żakiet.
I
na ten właśnie moment natrafił Trycjan Paszkwilko. Natychmiast
dała o sobie znać dusza prześmiewcy, lecz póki co obserwował z
zainteresowaniem poczynania stojącej na wadze pięknej kobiety. A
ona, najwyraźniej niezadowolona z kolejnego wyniku ważenia,
schyliła się i zdjęła pantofle. Kiedy nadal niekontenta
wskazaniami języczka wagi, zdjęła bluzkę i zastanawiała się nad
tym, co by tu jeszcze, dusza prześmiewcy dała znać o sobie i
popchnęła Paszkwilkę do działania. Trycjan wyjął z kieszeni
garść monet i podsunął je Klementynie, mówiąc:
–
Bardzo proszę. Niech pani kontynuuje. Ja stawiam.
Gdyby
Paszkwilko wiedział, że codziennie mógłby to piękne ciało
oglądać w całej okazałości kilkaset metrów od deptaka… No
cóż, ale wtedy nie miałby tematu do kolejnego felietonu.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz