W
Fabryce Sztućców Dwukrotnego Użytku w dziale projektowo-konstrukcyjnym, a ściślej
w laboratorium funkcjonującym przy tym dziale pracował niejaki Cyprek
Szczypieżonek, kolega poniekąd po fachu Bronsia Wyżłopa. O ile jednak Bronsiu Wyżłop
był niezwykłym fachowcem w roli dobieracza barwników, a więc pracownikiem wręcz
niezastąpionym (tu należałoby dodać, że fantazja, niezbędna na Bronsiowym
stanowisku, rosła wprost proporcjonalnie do ilości wchłanianego przez Bronsiowy
organizm alkoholu), o tyle Cyprek Szczypieżonek po prostu partaczył robotę, a
trzymany był na tym stanowisku pewnie tylko dlatego, że dyrektor chciał go mieć
stale na oku. Prawdopodobnie z powodu adekwatności jego nazwiska do ciągotek ku
cudzym żonom, a dyrektorska żona nie pracowała i w większości przebywała w domu.
Paradoksalnie Cyprek deklarował wielką bogobojność, w
związku z którą drugim najpewniejszym miejscem, w jakim można było go znaleźć,
była coniedzielna msza w bździochowskim kościele farnym. Uwznioślona, a wręcz
uduchowiona postać Szczypieżonka emanowała niemal klasyczną świętością, pod
płaszczykiem której krył się baczny, dobrze się maskujący obserwator kobiecych
wdzięków, zwłaszcza nóg i biustów. Los w jakiś sposób skarcił go za tę
dwulicowość, bo zamiast upragnionego syna doczekał się w swym małżeństwie pięciu
córek, po których dał sobie spokój i kalendarzyk małżeński włożył między bajki.
Co jednak wcale nie zmieniło jego pokazowej świątobliwości.
Człowiek ten, znaczy Cyprek Szczypieżonek miał jeszcze inną
cechę – bezinteresowną złośliwość. Prawdopodobnie rosła ona wraz z przybywaniem
na świat kolejnych córek. Doszło do tego, że nie oszczędzał nikogo i na
przykład precyzyjną analizę barw przeprowadzaną przez swojego kolegę Bronsia
Wyżłopa zaczął nazywać babrolizą.
Ale generalnie zawsze na pierwszym miejscu była jego
religijność, z którą się obnosił jak – nie przymierzając – nienadążające za
zmieniającym się światem dziewice. Toteż nie powinno w zasadzie dziwić jedno
zdarzenie z jego, to znaczy Cyprkowym udziałem. Trafił dość niefortunnie, bo
akurat w biurze Bronsia Wyżłopa odbywała się narada z udziałem dyrektora i najważniejszych
kierowników w firmie. Ale obecność takiego grona wcale nie zdeprymowała Cyprka.
Wpadł do biura, szybkim krokiem podszedł do wiszącej tam tablicy i kredą
napisał znany wszystkim wzór:
E=mc2.
Po czym równie szybkim krokiem skierował się do wyjścia,
odprowadzany zdumionym wzrokiem dyrektorsko-kierowniczego gremium.
Przy drzwiach zatrzymał się i rzucił w kierunku zszokowanego
towarzystwa:
– Oto dowód na istnienie Boga.
Po czym opuścił pomieszczenie, zostawiając wszystkich z
rozdziawionymi ze zdziwienia ustami.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz