sobota, 8 lutego 2020

306. Dowód na istnienie… Szczypieżonka


                W Fabryce Sztućców Dwukrotnego Użytku w dziale projektowo-konstrukcyjnym, a ściślej w laboratorium funkcjonującym przy tym dziale pracował niejaki Cyprek Szczypieżonek, kolega poniekąd po fachu Bronsia Wyżłopa. O ile jednak Bronsiu Wyżłop był niezwykłym fachowcem w roli dobieracza barwników, a więc pracownikiem wręcz niezastąpionym (tu należałoby dodać, że fantazja, niezbędna na Bronsiowym stanowisku, rosła wprost proporcjonalnie do ilości wchłanianego przez Bronsiowy organizm alkoholu), o tyle Cyprek Szczypieżonek po prostu partaczył robotę, a trzymany był na tym stanowisku pewnie tylko dlatego, że dyrektor chciał go mieć stale na oku. Prawdopodobnie z powodu adekwatności jego nazwiska do ciągotek ku cudzym żonom, a dyrektorska żona nie pracowała i w większości przebywała w domu.
         Paradoksalnie Cyprek deklarował wielką bogobojność, w związku z którą drugim najpewniejszym miejscem, w jakim można było go znaleźć, była coniedzielna msza w bździochowskim kościele farnym. Uwznioślona, a wręcz uduchowiona postać Szczypieżonka emanowała niemal klasyczną świętością, pod płaszczykiem której krył się baczny, dobrze się maskujący obserwator kobiecych wdzięków, zwłaszcza nóg i biustów. Los w jakiś sposób skarcił go za tę dwulicowość, bo zamiast upragnionego syna doczekał się w swym małżeństwie pięciu córek, po których dał sobie spokój i kalendarzyk małżeński włożył między bajki. Co jednak wcale nie zmieniło jego pokazowej świątobliwości.
         Człowiek ten, znaczy Cyprek Szczypieżonek miał jeszcze inną cechę – bezinteresowną złośliwość. Prawdopodobnie rosła ona wraz z przybywaniem na świat kolejnych córek. Doszło do tego, że nie oszczędzał nikogo i na przykład precyzyjną analizę barw przeprowadzaną przez swojego kolegę Bronsia Wyżłopa zaczął nazywać babrolizą.
         Ale generalnie zawsze na pierwszym miejscu była jego religijność, z którą się obnosił jak – nie przymierzając – nienadążające za zmieniającym się światem dziewice. Toteż nie powinno w zasadzie dziwić jedno zdarzenie z jego, to znaczy Cyprkowym udziałem. Trafił dość niefortunnie, bo akurat w biurze Bronsia Wyżłopa odbywała się narada z udziałem dyrektora i najważniejszych kierowników w firmie. Ale obecność takiego grona wcale nie zdeprymowała Cyprka. Wpadł do biura, szybkim krokiem podszedł do wiszącej tam tablicy i kredą napisał znany wszystkim wzór:
                                                        E=mc2.

         Po czym równie szybkim krokiem skierował się do wyjścia, odprowadzany zdumionym wzrokiem dyrektorsko-kierowniczego gremium.
         Przy drzwiach zatrzymał się i rzucił w kierunku zszokowanego towarzystwa:
         – Oto dowód na istnienie Boga.
         Po czym opuścił pomieszczenie, zostawiając wszystkich z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami.

         cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz