sobota, 22 lutego 2020

308. Baner

           Śledczy Rympał Przypałko kończył właśnie z głośnym siorbem kolejny kubek ulubionej herbaty Ulung, gdy z korytarza komisariatu dobiegł narastający tumult, który mógł oznaczać tylko jedno – koniec spokoju. I nie pomylił się. Drzwi otworzyły się z impetem, jak po solidnej dawce trotylu i tylko dzięki solidnym zawiasom zostały na swoim miejscu. Do pokoju wpadło sześciu zamaskowanych, ubranych na czarno antyterrorystów. Prawdopodobnie dowódca tej brygady, bo niczym pod względem wyglądu nie wyróżniał się od reszty, prócz tego, że był na przedzie, położył na biurku Przypałki notatkę służbową i dodał: „Ujęty na gorącym uczynku”. Zanim zdezorientowany śledczy zdążył zareagować, brygada z takim samym impetem zniknęła.
           Przypałko zamknął za nimi drzwi i dopiero wtedy zauważył siedzącego na podłodze starszego pana, zakutego w kajdanki. Z tyłu, oparty o szafę pancerną, stał duży kartonowy baner z własnoręcznie wypisanym hasłem: „Mamy durnia za prezydenta”. Poniżej widniały inicjały: „L.W.” Nie bardzo wiedząc, co dalej począć, Przypałko zdjął zatrzymanemu kajdanki i pomógł usadowić się na krześle po drugiej stronie swojego biurka. Komisarz Chwalimierz Ciutgrzmot, który właśnie wszedł do pokoju, tylko spojrzał na baner oraz starszego pana i ze słowami: „Dasz sobie radę” wycofał się na korytarz. Przypałko chcąc nie chcąc wziął się za przesłuchanie. Wyglądało to mniej więcej tak.
            – Co pan tam narozrabiał? – zapytał z ujmującym uśmiechem.
           – Nic. – odpowiedział staruszek z nie mniej ujmującym uśmiechem.
           – Jak to nic? – Przypałko aż podskoczył na krześle. – Przyprowadziło tu pana sześciu ludzi.
              – Widocznie więcej nie mieli pod ręką. – z niezmąconym spokojem padła odpowiedź.
           – Musiał im się pan mocno postawić.
           – Nie. Stałem sobie spokojnie na chodniku z moją tablicą.
           – I co?
           – I nic. Stałem sobie spokojnie, a po drugiej stronie ulicy za zasiekami odbywał się więc wyborczy. Przemawiał prezydent. Po chwili podjechał bus. Wyskoczyli z niego ci czarni i napadli na mnie. Z początku myślałem, że to księża, ale za bardzo przeklinali.
           – Aha – zamyślił się Przypałko. I dodał, gdy się odmyślił:
           – Znaczy obraza prezydenta. Tak pan to wymyślił.
           – Ale to nie ja wymyślilem – obruszył się pan Mściwoj Dumny, bo tak się nazywał zatrzymany.
           – A kto? Ksiądz? – Przypałko za późno ugryzł się w język.
          – Nie. Ja tylko zacytowałem klasyka. Noblistę. A to przecież nie jest zakazane.
Noblista. Dziwne nazwisko – ponownie zadumał się śledczy. Po czym, gdy się oddumał, dodał:
           – Ale to obraża prezydenta.
           – Którego? – jakby zupełnie naturalnie zdziwił się pan Dumny.
           – No, tego co tam przemawiał.
           – Ale skąd on miałby wiedzieć, że to o niego chodzi? Są różni prezydenci: prezydenci miast, prezydenci korporacji i tak dalej.
           – Już on dobrze wiedział, że to o nim.
           – Ale, jak powiedziałem, to był cytat.
           – Czyli kto w końcu to powiedział?
           – Prezydent.
           – Jak to? Sam o sobie? – Przypałko wyglądał na skołowanego. I był skołowany. – Już nic z tego nie rozumiem,
           – Nie. Inny prezydent – odparł przesłuchiwany.
           – Prezydent, obojętnie jaki, jest głową państwa, a w ustawie stoi, że nie wolno obrażać głowy państwa – śledczy się odkołował i ponownie przyjął postawę służbisty. – Czyli że tak nie wolno o prezydencie.
           – A o kim wolno? – rezolutnie spytał staruszek.
           – Nooo – Przypałko myślał intensywnie. – O każdym innym, ale nie o prezydencie.
           – Ale, jak powiedziałem, to jest cytat – upierał się Dumny.
           – To niech pan zmieni cytat – ucieszył się śledczy, że tak zgrabnie wybrnął z kłopotu.
           – To mogę tam wstawić premiera?
           – Kogo tylko pan chce, byle nie prezydenta – z dumą odparł śledczy Przypałko, ciesząc się w duchu ze swojego sprytu oraz umiejętności dyplomatycznych i negocjacyjnych. W końcu dzięki niemu ustawa pozostanie nienaruszona i nikt Bździochów nie będzie wytykał palcami. Z ogromnym poczuciem satysfakcji rozsiadł się na krześle i z błogim wyrazem twarzy wypił ostatni łyk ulubionej herbaty Ulung.
          – A teraz idź pan już, idź pan – powiedział do siedzącego po przeciwnej stronie biurka Mściwoja Dumnego ze zdziwieniem, że on ciągle jeszcze tam jest.

           cdn…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz