sobota, 29 sierpnia 2020
335. Zmień płeć
sobota, 22 sierpnia 2020
334. Ogniste kalmary
sobota, 15 sierpnia 2020
333. Nocna przysługa
sobota, 8 sierpnia 2020
332. Zmilitaryzowany doktor
– Wojna! Wojna! – zakrzyknęły pielęgniarki w dyżurce bździochowskiego szpitala. Stały przy oknie i z przerażeniem patrzyły na opancerzony pojazd parkujący na podjeździe dla karetek pogotowia. – Boże! Gdzie mamy się schować? Przecież żołnierze gwałcą wszystkie kobiety, które im wpadną w ręce. – W panice rozbiegły się w poszukiwani najlepszego schronienia.
Człowiek, który wygramolił się z pojazdu, przeciągnął się, zlustrował fronton szpitala, poprawił gogle, obciągnął mundur i pewnym krokiem ruszył w kierunku wejścia. Wyglądało, jakby znał drogę na pamięć, tak czuł się pewnie. Jedyna pielęgniarka, która została w dyżurce, niczym wartownik na posterunku, niemal cała schowana za kontuarem, tak, że ponad blat wystawał tylko czepek i wielkie wystraszone oczy, które jeszcze powiększały szkła noszonych przez nią okularów, struchlała, wyszeptała drżącym głosem bezsensowne pytanie, jedyne, jakie jej w tej chwili przyszło do głowy:
– Pan do kogo?
– Do izby przyjęć – odpowiedział przybysz głosem, który wydał się pielęgniarce znajomy. Ale zaraz żachnęła się. Skąd miałaby znać jakiegoś wojskowego.
– Co panu dolega? – zapytała już śmielej, bo ten głos nie tylko wydał jej się znajomy, ale był zwyczajnie miły.
– Mundur mnie uwiera – tłumaczył przyszły, prawdopodobnie, pacjent. – Wrzyna mi się w pachwiny.
– A nie może go pan zdjąć? – zapytała pielęgniarka już prawie całkiem wyzbyta strachu. Z taką dolegliwością do szpitala?, pomyślała zaskoczona. – Czy już się panu tak werżnął, że nie można go ruszyć bez pomocy chirurga?
– Nie, nie to. Po prostu nie mam nic na zmianę – zaśmiał się wojskowy. Na pagonach błyszczały po trzy gwiazdki.
– No, ale jak ja miałabym móc panu pomóc? – pielęgniarka w roztargnieniu wykonała nietypową woltę językową. Przecież my tutaj, w szpitalu, nie mamy mundurów.
– Nie szkodzi. Może być fartuch lekarski – uśmiechnął się gość.
– Ale… – próbowała zaoponować pielęgniarka, gdy wojskowy zdjął gogle, które zakrywały mu ponad pół twarzy, i wtedy rozpoznała w nim doktora Spłonkę – młodego, lecz już uznanego lekarza z interny. Cały szpital wiedział, że był zapalonym hobbystą, kolekcjonerem militariów. Roześmiała się na głos, a głos jej poniósł się hen po korytarzach szpitalnych. – Ale mnie pan nabrał. I nastraszył. Dlaczego przyjechał pan czołgiem?
– To nie czołg – teraz roześmiał się doktor – tylko pojazd opancerzony. Rano miałem dyżur w szpitalu wojskowym. A ponieważ zepsuł mi się samochód, to żeby zdążyć tutaj na czas, złapałem, co było pod ręką i przyjechałem.
– Pozostałe pielęgniarki, które ukrywały się dotychczas, powracały, uśmiechając się mile do doktora. Jak jedna podkochiwały się w nim i nie raz marzyły, aby być takimi współczesnymi markietankami i aby doktor użył w stosunku do nich swego oręża.
cdn…