Kiedy
zawyły syreny ogłaszające pożar, było pewne, że Jantek Fistuła,
strażak co się zowie, będzie pierwszy w remizie. Pierwszy wskoczy
w kombinezon strażacki, pierwszy będzie też przy ogniu, na
pierwszej linii i nie spocznie, dopóki nie zgaśnie ostatnia
iskierka. Tak też było. Przynajmniej do czasu.
Późnym
wieczorem zawiadomiono dyżurnego o dziwnej sytuacji. Mianowicie
zadzwonił mieszkaniec jednego z bloków na Osiedlu Podpłomyków i
stwierdził, że po raz pierwszy od lat ma w łazience ciepłą wodę.
Nigdy wcześniej tak nie było, ba, nie było nawet mowy o tym, że w
najbliższym czasie będzie ciągnięta nitka gorącej wody z
elektrociepłowni, a konkretnie z Ujęcia Wody Wrzącej w
Bździochach imienia Cudownego Źródełka. Od słowa do słowa
okazało się, że płonie mieszkanie za ścianą owego mieszkańca.
Do akcji przystąpiły cztery zastępy strażaków.
Dzielni
chłopcy spod znaku hełmu i dwóch skrzyżowanych toporków ostro
wzięli się do doskonale przećwiczonych czynności. Jednocześnie
przybyli na miejsce zdarzenia reporterzy New Bździoch Timesa
i Super Bździochpressu przepytywali, kogo się dało, aby
ustalić przyczyny pożaru. Wśród lokatorów płonącego bloku,
którzy w większości w piżamach wylegli przed budynek i całkiem
przypadkowych przechodniów, była kobieta zajmująca płonące
mieszkanie, a jednocześnie sprawczyni całego zamieszania. Od niej,
czyli z pierwszej ręki reporterzy dowiedzieli się, że pani
zamierzała usmażyć sobie kalmary przywiezione z urlopu w
południowych krajach. Przyrządziła je sobie według najlepszej
receptury, jaką znała i rozpoczęła pieczenie na patelni. A że
się jej nużyło, położyła się na tapczanie z ciekawą książką
w ręku. Trudno w tej chwili stwierdzić, czy to zasługa książki,
dość że pani przysnęła i to mocno.
Obudził ją
duszący dym, lecz okazało się, że czujni mieszkańcy bloku już
zadziałali i straż pożarna była w drodze. Kobieta tak jak stała,
wybiegła przed budynek wraz z pozostałymi lokatorami. Przybyli
strażacy błyskawicznie wzięli się do gaszenia ognia.
W tym
miejscu pora wrócić do Jantka Fistuły, bo tego jakby
sparaliżowało. Na pewno nie był to strach przed płomieniami czy
dymem, bo Jantek już wielokrotnie udowodnił, że pożogi się nie
lęka. Cóż więc się stało takiego, że podczas gdy pozostali
koledzy dzielnie walczyli z żywiołem, Jantek stał jak wmurowany w
ziemię i nie reagował na żadne polecenia, ani też nie dało się
go siłą odciągnąć z miejsca. Wśród dziennikarzy
zainteresowanych przyczyną wydarzenia (na szczęście tylko
wydarzenia, a nie tragedii) krążył humorysta New Bździochera,
Trycjan Paszkwilko, i on to wyśledził dziwne zachowanie Jantka
Fistuły.
Jak już
się rzekło, Jantek Fistuła stał jak wmurowany i wpatrywał się
tylko w jedno miejsce. Paszkwilko, któremu w żaden sposób nie
udało się wyciągnąć od Fistuły żadnej informacji, a nawet
żadnego słowa czy choćby dźwięku, skierował swój wzrok w
miejsce tkwienia wzroku Jantkowego. I wtedy zrozumiał.
Sprawczyni
pożaru stała na tle oświetlonego ogniem budynku. Na sobie miała
tylko nocną koszulę z przewiewnego i mocno przezroczystego
materiału, tak że można było dostrzec nie tylko jej powabne
kształty, lecz także intymne szczegóły kobiecego ciała. Po
prostu Jantek, gdy tylko to zauważył, natychmiast stracił głowę
oraz zainteresowanie pożarem i wpatrywał się jak urzeczony w owe
doskonałości. Szczęściem koledzy i bez niego sobie poradzili z
ogniem, a początkowe pretensje zastąpiły pobłażliwe uśmiechy.
Wszyscy wiedzieli o szlabanie na seks, jaki mu nałożyła osobista
małżonka za dyskretne tylko, jak się Jantkowi zdawało, obejrzenie
się na ulicy w jej obecności za zgrabną kobietą. Przypadkiem tą
kobietą była właśnie podpalaczka, niefortunna amatorka kalmarów.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz