sobota, 22 sierpnia 2020

334. Ogniste kalmary

           Kiedy zawyły syreny ogłaszające pożar, było pewne, że Jantek Fistuła, strażak co się zowie, będzie pierwszy w remizie. Pierwszy wskoczy w kombinezon strażacki, pierwszy będzie też przy ogniu, na pierwszej linii i nie spocznie, dopóki nie zgaśnie ostatnia iskierka. Tak też było. Przynajmniej do czasu.

           Późnym wieczorem zawiadomiono dyżurnego o dziwnej sytuacji. Mianowicie zadzwonił mieszkaniec jednego z bloków na Osiedlu Podpłomyków i stwierdził, że po raz pierwszy od lat ma w łazience ciepłą wodę. Nigdy wcześniej tak nie było, ba, nie było nawet mowy o tym, że w najbliższym czasie będzie ciągnięta nitka gorącej wody z elektrociepłowni, a konkretnie z Ujęcia Wody Wrzącej w Bździochach imienia Cudownego Źródełka. Od słowa do słowa okazało się, że płonie mieszkanie za ścianą owego mieszkańca. Do akcji przystąpiły cztery zastępy strażaków.

           Dzielni chłopcy spod znaku hełmu i dwóch skrzyżowanych toporków ostro wzięli się do doskonale przećwiczonych czynności. Jednocześnie przybyli na miejsce zdarzenia reporterzy New Bździoch Timesa i Super Bździochpressu przepytywali, kogo się dało, aby ustalić przyczyny pożaru. Wśród lokatorów płonącego bloku, którzy w większości w piżamach wylegli przed budynek i całkiem przypadkowych przechodniów, była kobieta zajmująca płonące mieszkanie, a jednocześnie sprawczyni całego zamieszania. Od niej, czyli z pierwszej ręki reporterzy dowiedzieli się, że pani zamierzała usmażyć sobie kalmary przywiezione z urlopu w południowych krajach. Przyrządziła je sobie według najlepszej receptury, jaką znała i rozpoczęła pieczenie na patelni. A że się jej nużyło, położyła się na tapczanie z ciekawą książką w ręku. Trudno w tej chwili stwierdzić, czy to zasługa książki, dość że pani przysnęła i to mocno.

           Obudził ją duszący dym, lecz okazało się, że czujni mieszkańcy bloku już zadziałali i straż pożarna była w drodze. Kobieta tak jak stała, wybiegła przed budynek wraz z pozostałymi lokatorami. Przybyli strażacy błyskawicznie wzięli się do gaszenia ognia.

           W tym miejscu pora wrócić do Jantka Fistuły, bo tego jakby sparaliżowało. Na pewno nie był to strach przed płomieniami czy dymem, bo Jantek już wielokrotnie udowodnił, że pożogi się nie lęka. Cóż więc się stało takiego, że podczas gdy pozostali koledzy dzielnie walczyli z żywiołem, Jantek stał jak wmurowany w ziemię i nie reagował na żadne polecenia, ani też nie dało się go siłą odciągnąć z miejsca. Wśród dziennikarzy zainteresowanych przyczyną wydarzenia (na szczęście tylko wydarzenia, a nie tragedii) krążył humorysta New Bździochera, Trycjan Paszkwilko, i on to wyśledził dziwne zachowanie Jantka Fistuły.

           Jak już się rzekło, Jantek Fistuła stał jak wmurowany i wpatrywał się tylko w jedno miejsce. Paszkwilko, któremu w żaden sposób nie udało się wyciągnąć od Fistuły żadnej informacji, a nawet żadnego słowa czy choćby dźwięku, skierował swój wzrok w miejsce tkwienia wzroku Jantkowego. I wtedy zrozumiał.

           Sprawczyni pożaru stała na tle oświetlonego ogniem budynku. Na sobie miała tylko nocną koszulę z przewiewnego i mocno przezroczystego materiału, tak że można było dostrzec nie tylko jej powabne kształty, lecz także intymne szczegóły kobiecego ciała. Po prostu Jantek, gdy tylko to zauważył, natychmiast stracił głowę oraz zainteresowanie pożarem i wpatrywał się jak urzeczony w owe doskonałości. Szczęściem koledzy i bez niego sobie poradzili z ogniem, a początkowe pretensje zastąpiły pobłażliwe uśmiechy. Wszyscy wiedzieli o szlabanie na seks, jaki mu nałożyła osobista małżonka za dyskretne tylko, jak się Jantkowi zdawało, obejrzenie się na ulicy w jej obecności za zgrabną kobietą. Przypadkiem tą kobietą była właśnie podpalaczka, niefortunna amatorka kalmarów.



           cdn…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz