sobota, 8 sierpnia 2020

332. Zmilitaryzowany doktor

 

    – Wojna! Wojna! – zakrzyknęły pielęgniarki w dyżurce bździochowskiego szpitala. Stały przy oknie i z przerażeniem patrzyły na opancerzony pojazd parkujący na podjeździe dla karetek pogotowia. – Boże! Gdzie mamy się schować? Przecież żołnierze gwałcą wszystkie kobiety, które im wpadną w ręce. – W panice rozbiegły się w poszukiwani najlepszego schronienia.

    Człowiek, który wygramolił się z pojazdu, przeciągnął się, zlustrował fronton szpitala, poprawił gogle, obciągnął mundur i pewnym krokiem ruszył w kierunku wejścia. Wyglądało, jakby znał drogę na pamięć, tak czuł się pewnie. Jedyna pielęgniarka, która została w dyżurce, niczym wartownik na posterunku, niemal cała schowana za kontuarem, tak, że ponad blat wystawał tylko czepek i wielkie wystraszone oczy, które jeszcze powiększały szkła noszonych przez nią okularów, struchlała, wyszeptała drżącym głosem bezsensowne pytanie, jedyne, jakie jej w tej chwili przyszło do głowy: 

    – Pan do kogo?

    – Do izby przyjęć – odpowiedział przybysz głosem, który wydał się pielęgniarce znajomy. Ale zaraz żachnęła się. Skąd miałaby znać jakiegoś wojskowego.

    – Co panu dolega? – zapytała już śmielej, bo ten głos nie tylko wydał jej się znajomy, ale był zwyczajnie miły.

    – Mundur mnie uwiera – tłumaczył przyszły, prawdopodobnie, pacjent. – Wrzyna mi się w pachwiny.

    – A nie może go pan zdjąć? – zapytała pielęgniarka już prawie całkiem wyzbyta strachu. Z taką dolegliwością do szpitala?, pomyślała zaskoczona. – Czy już się panu tak werżnął, że nie można go ruszyć bez pomocy chirurga?

    – Nie, nie to. Po prostu nie mam nic na zmianę – zaśmiał się wojskowy. Na pagonach błyszczały po trzy gwiazdki.

    – No, ale jak ja miałabym móc panu pomóc? – pielęgniarka w roztargnieniu wykonała nietypową woltę językową. Przecież my tutaj, w szpitalu, nie mamy mundurów.

    – Nie szkodzi. Może być fartuch lekarski – uśmiechnął się gość.

    – Ale… – próbowała zaoponować pielęgniarka, gdy wojskowy zdjął gogle, które zakrywały mu ponad pół twarzy, i wtedy rozpoznała w nim doktora Spłonkę – młodego, lecz już uznanego lekarza z interny. Cały szpital wiedział, że był zapalonym hobbystą, kolekcjonerem militariów. Roześmiała się na głos, a głos jej poniósł się hen po korytarzach szpitalnych. – Ale mnie pan nabrał. I nastraszył. Dlaczego przyjechał pan czołgiem?

    – To nie czołg – teraz roześmiał się doktor – tylko pojazd opancerzony. Rano miałem dyżur w szpitalu wojskowym. A ponieważ zepsuł mi się samochód, to żeby zdążyć tutaj na czas, złapałem, co było pod ręką i przyjechałem.

    – Pozostałe pielęgniarki, które ukrywały się dotychczas, powracały, uśmiechając się mile do doktora. Jak jedna podkochiwały się w nim i nie raz marzyły, aby być takimi współczesnymi markietankami i aby doktor użył w stosunku do nich swego oręża.


     cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz