Pewnej nocy Kudymierza
Cozasia obudziło pukanie do drzwi. Cozasiostwo mieszkali wtedy
jeszcze w swoim starym domu położonym na peryferiach Bździochów.
Rzecz działa się oczywiście jeszcze przed niefortunną próbą
samodzielnego wyrywania zęba przez Kudymierza, kiedy to zawalił się
dach domu. W czasie, kiedy miało miejsce opisywane zdarzenie,
Cozasiowie byli jeszcze na dorobku i miało upłynąć sporo czasu,
zanim przeprowadzą się do ekskluzywnych apartamentów w centrum
wsi.
No więc owej nocy
zarówno Kudymierza, jak i jego małżonkę, Bazylianę, w środku
nocy obudziło pukanie do drzwi. Z czasem pukanie przeszło w
intensywne pukanie, a jeszcze później w walenie. Kudymierz nie
przejawiał ochoty w sprawdzeniu, kto się tak dobija do drzwi,
zwłaszcza że nie spodziewali się żadnej wizyty o tej porze.
– Wiesz, kochanie –
powiedział lekko zirytowany do żony – nie mam pojęcia, kto to
może być, a nie chce mi się wstawać z łóżka.
Przewrócił się na drugi
bok i nakrył głowę kołdrą. Bazylianie, która nasłuchiwała
niespokojnie, przypomniała się pewna historia sprzed kilku lat. Był
wieczór po przyjęciu urodzinowym Kudymierza. Wszyscy goście
rozeszli się już do domów. Kudymierz spał, a ona znosiła jeszcze
pozostałości jedzenia z saloniku do kuchni. Wtedy ktoś zapukał do
drzwi. Pomyślała, że ktoś z gości coś zostawił i się wrócił.
Za drzwiami jednak stał dość niechlujnie ubrany jegomość, który
z wyszukaną grzecznością poprosił o kromkę chleba.
– Zaraz panu przyniosę
tortu – ucieszyła się Bazyliana, mogąc bardziej szykownie
ugościć ubogiego przybysza. – Były urodziny męża i jeszcze
sporo tortu zostało.
– Ależ nie, ja chcę tylko
kromkę suchego chleba, gdyby udało się szanownej pani znaleźć,
byłbym wiece zobowiązany.
– Niepotrzebna skromność –
zawołała pani domu, udając się w stronę kuchni. Po chwili
przyniosła na tacce duży kawałek bezowego tortu. – Proszę się
nie krępować, jest pyszny – zachęciła bezdomnego, zamykając
drzwi. Odchodząc nie usłyszała komentarza obdarowanego tortem
żebraka:
– Jasna cholera! Jak mam
przez to przesączyć denaturat?
Przywołując z pamięci
tamto zdarzenie, no i oczywiście nie będąc świadomą jego puenty,
Bazyliana poczęła namawiać męża, aby jednak poszedł sprawdzić,
kto puka.
– Może to ktoś głodny –
powiedziała, machinalnie myśląc o tamtym mężczyźnie i torcie.
Chcąc nie chcąc
Kudymierz wstał, aby otworzyć. Za drzwiami stał dość elegancko
ubrany, lecz mocno pijany gość. Język mu się plątał, gdy mówił.
– Dobry wieszór. Pszam, szy
móchby mnie pan popchnąć?
Kudymierz niemal wściekły
zamknął mu dość gwałtownie drzwi przed nosem. Komentując
zdarzenie, wskoczył do łóżka i ponownie naciągnął kołdrę na
głowę.
– Ależ kochanie –
zdecydowanie zaoponowała małżonka – tak nie można. Trzeba mu
pomóc. Pamiętasz, jak tobie się zepsuło auto? Wtedy też
chodziłeś od domu do domu i prosiłeś o pomoc.
– Ale on jest pijany.
– No to co? Wstań i pomóż
gościowi. Wtedy ludzie też ci pomogli. Nie zostawili cię na pastwę
losu.
Rad nie rad Kudymierz
zwlókł się z łóżka, wyszedł przed dom i zawołał:
– Halo, nadal trzeba pana
popchnąć?
– Taaaa.
Ponieważ jednak w
ciemności nie mógł nic zobaczyć, zapytał:
– A gdzie pan jest?
– W ogrosie, na huśta,
awce.
Zostawmy tę historię bez
puenty, choć puenta była, rzecz jasna, lecz w sypialni. Wraz z
przekonywaniem trwała niemal do rana.
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz