Pociąg do stolicy wlókł się niemiłosiernie. Chociaż z Bździochów wyjechał punktualnie, zgodnie z dobrym tam panującym obyczajem, co było zasługą najpierw Miętosia, który po wyborze na sołtysa wprowadził kolej do Bździochów, a później wieloletniego głównego inżyniera Stowiorsta Patatajki, który doprowadził kolej bździochowską do rozkwitu, to po opuszczeniu Bździochowej Doliny, zaczynał się spóźniać i w ogóle przestawał się wyróżniać spośród innych pociągów w kraju. A zatem wlókł się niemiłosiernie, doprowadzając jednych pasażerów do szału, w drugich wzmagając pomysły, jak przeciwstawić się nudzie, która miała trwać jeszcze długo.
Przypadek sprawił, że w jednym z przedziałów w wagonie drugiej klasy podróżowały trzy osoby: kobieta w średnim wieku o wesołym usposobieniu, student wracający z wakacji spędzonych na kresach Kresów Wschodnich i ksiądz udający się do stołecznego arcybiskupstwa. W drodze rozbawiona pani opowiadała dowcipy, nierzadko sprośne, a przedstawiając je, zerkała na studenta, czy aby się nie gorszy. Na księdza nie zwracała uwagi, jakby wiedząc coś niecoś na temat „pozasłużbowych” myśli osób duchownych.
Jedną z takich opowiastek był żarcik o Salci, która nie chciała się oddać Ickowi przed ślubem.
– Icek – mówiła – wytrzymaj jeszcze trochę, ślub już za tydzień, dasz radę.
– No ale Salcia – namawiał ją narzeczony – co za różnica, czy teraz, czy za tydzień?
– Nie mogę – łagodnie przekonywała go dziewczyna – wiesz przecież, że jestem dziewicą i współżycie przed ślubem jest grzechem.
– Co to za grzech – przekonywał ją Icek – skoro i tak za tydzień będziemy mogli to robić?
Namolność Icka w końcu wyprowadziła Salcię z równowagi i powtórzyła mu dobitnie wszystko to, co już usłyszał.
– Icek, ślub jest za tydzień, a ja jestem dziewicą. Nie namawiaj mnie do grzechu.
Po czym, po dłuższej chwili dodała:
– A poza tym zawsze potem mnie głowa boli.
Tu pani znowu spojrzała na studenta, czy aby go nie gorszy. I tak ta podróż trwała i trwała. Puentą tej historii niech będzie to, co zdarzyło się później Otóż zapewne za sprawą tego samego przypadku, który takie właśnie towarzystwo zebrał w jednym przedziale, było, że każda z tych osób miała ze sobą taką samą gazetę z krzyżówką i w pewnej chwili wszyscy zaczęli ją rozwiązywać. Ale każde sobie. W którymś momencie student spytał na głos:
– Przepraszam, jaka to część ciała na pięć liter – pierwsza „p”. druga „i”, a kończy się na „a”?
– To pan nie wie? – zdziwiła się kobieta. – Pięta.
– Aha, dziękuję.
Po dłuższej chwili odezwał się ksiądz:
– Przepraszam, czy ktoś z państwa ma gumkę?
cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz