Nieporadek
Warzecha wraz z małżonką stanowili jak najbardziej zgrane stadło,
a wraz z przychodzącą systematycznie na świat latoroślą byli
żywym dowodem na to, że słuszny kierunek obrała bździochowska
władza. Jednak wraz z powiększającą się liczbą potomków
zwiększała się też ilość zdarzeń – nazwijmy to – losowych
związanych z tymi skądinąd szczęśliwymi okolicznościami. W grę
wchodziła przecież czysta statystyka.
Pamiętna
sprawa ze śrubką, która zanim się całkiem szczęśliwie
zakończyła, napędziła małżonkom strachu, z jednej strony
wskazywała na bezmiar niebezpieczeństw czyhających na każdym
kroku, z drugiej zaś pokazywała, że przy odrobinie szczęścia
nawet najdramatyczniejsze przydarzające się ich dzieciom przypadki
muszą zakończyć się happy endem, bo Warzechowie mają po prostu w
życiu fart. W wielkim skrócie przypomnę tylko, że onegdaj
jednoroczny synek Warzechów został posądzony o połknięcie
śrubki, którą to śrubkę beztrosko zapomniał przykręcić po
naprawieniu komputera Widziu Beztroszczyk, przyjaciel domu, człowiek
umiejący naprawić każdą usterkę w każdym komputerze. Tyle że
Widziu Beztroszczyk był przy swojej zawodowej solidności nieco
roztrzepany. Ale to właśnie solidność wobec klienta nakazała mu
zaproponować uzupełnienie śrubki w razie gdyby jej zabrakło z
powodu połknięcia przez malca. Taki był Widziu. Tak to widział.
Ponieważ
tamta sprawa napędziła Warzechom sporo strachu, bo choć
ostatecznie okazało się, że śrubki brakowało nie z powodu jej
połknięcia, lecz dlatego, że jej tam po prostu nie było, w
następnym przypadku Nieporadek postanowił nie zdawać się na
zawodną pamięć ludzką, a zwłaszcza Widziową, i samemu
przeprowadzić dochodzenie. A następny przypadek był taki, że
czteroletnia córeczka Warzechów oświadczyła kiedyś, że ją boli
ręka. Dociekanie prawdy przebiegało mniej więcej tak:
–
A gdzie cię boli?
–
O, tutaj.
–
Pokaż.
Nieporadek
podwinął rękaw bluzki i na przedramieniu dziecka ujrzał regularny
odcisk zębów – górnej i dolnej szczęki, układający się w
charakterystyczny wzorzysty okrąg. Następne pytanie było zatem
oczywiste.
–
Kto ci to zrobił?
Na co dziecko odpowiedziało rezolutnie:
–
Nie wiem.
Wtedy
Nieporadek postanowił przeprowadzić śledztwo. Sprawa wyglądała
na prostą. Wprawdzie do Warzechów zjechała się rodzina z liczną
dzieciarnią, ale od kilku godzin nikt nowy nie przybył, nikt też w
tym czasie nie opuścił mieszkania, a odcisk szczęk był całkiem
świeży. Winowajca musiał być na miejscu. Nieporadek wziął
jabłko i kazał je ugryźć pierwszemu z brzegu dziecku. Obejrzał
powstały na miąższu owocu zgryz i porównał z odciskiem na ręce
córki. Nie pasował. Ten na jabłku był mniejszy. Śledczy miał
duży zapas jabłek, więc doświadczenie ze zgryzem powtórzył z
każdym maluchem po kolei. Niestety, żaden ze zgryzów nie pasował
do oryginału. Wszystkie były mniejsze. W tych okolicznościach
jabłkową procedurę Nieporadek przeprowadził wśród młodzieży i
dorosłych. Ze zdziwieniem skonstatował, że żaden z odcisków
szczęk na jabłkach z tego grona podejrzanych też nie pasował.
Wszystkie były za duże. Dla pewności i pełności dochodzenia w
wyżej wymieniony sposób Nieporadek zdjął jeszcze odciski szczęk
psa, dwóch kotów i papugi. Z identycznym, co było do przewidzenia,
skutkiem. W desperacji chciał jeszcze przeprowadzić wypróbowane
czynności śledcze z rybkami w akwarium, lecz z tego ostatecznie
zrezygnował. Nawet nie dlatego, że rybki nie mają zębów, o czym
Nieporadek zupełnie nie pomyślał, lecz dlatego, że w miejscu
ugryzienia bluzeczka była sucha, a rybki przecież musiałyby być
mokre.
Śledztwo
zakończyło się więc totalnym fiaskiem i sprawa nigdy nie została
wyjaśniona.
cdn…